„Nie, nigdy w życiu. Jeszcze ktoś pomyśli >>Pani doktor, która kręci brzuchem<<. To mi tylko zaszkodzi” – takie myśli przebiegły moją głowę, gdy po raz pierwszy miałam zatańczyć na scenie. Nie sama, ale z grupą z zajęć w szkole Feniks. I nawet miałam na to ochotę, ale myśl, że potem zdjęcia i nagranie wideo będzie krążyć po internecie całkowicie mnie sparaliżowało. Bo jak? Ja, literaturoznawczyni, założycielka „Piszę, bo chcę” mam publicznie pokazywać, że bliski jest mi taniec orientalny, zwany też tańcem brzucha? Obawa przed kompromitacją wtedy mnie przerosła. Może szkoda. A może nie, bo zyskałam czas, by po swojemu przygotować się na wyjście z ukrycia.
Tak, dziś otwarcie mówię o tym, że moim hobby jest taniec brzucha. A nawet czymś więcej niż hobby. W mojej interpretacji feministyczny to manifest siły kobiet i akceptacji siebie.
Coś dla siebie w stylu body positive
Do tej pory pamiętam pierwsze warsztaty z tańcem orientalnym. Niby nic wielkiego: półtorej godziny, grupa kobiet w różnym wieku, potrzeba pracy z ciałem . Wzięłam udział w warsztatach z ciekawości, a dostałam dużo więcej. Dostałam opowieść, jak praca z ciałem wpływa na poczucie wartości i jak to poczucie wartości wpływa na każdy obszar życia. Do tej pory pamiętam prowadzącą Sylwię i jej pozytywne nastawienie połączone z przekazem: „Macie prawo mieć takie a nie inne ciało, macie prawo uwierzyć w siebie”. Bardzo wtedy tego potrzebowałam. Ja intelektualistka, siedząca w głowie, potrzebowałam poczuć moje ciało i wzmocnić siebie poprzez nie. Jak bardzo potrzebują tego inne kobiety?
Według raportu Mobile Instytute 48% Polek nie lubi swojego ciała. W raporcie czytamy: „mierzenie się z trudnym do osiągnięcia ideałem karmione jest jeszcze przez media społecznościowe. I tu wpadamy w pułapkę pięknych, wystylizowanych zdjęć, ideałów trudnych do osiągnięcia w codzienności. (…)Wyniki badania pokazują wyraźnie, że znaczna część Polek nie lubi swojego ciała. Jak więc w tym kontekście wygląda relacja kobieta-ciało? Najwięcej, a dokładnie jedna trzecia kobiet, ocenia ją jako „pełną wdzięczności i szacunku”, co jest pozytywnym wynikiem. Niestety niemal jedna czwarta (23%) określa ją jako >>wymagającą i surową<<, a 22% na >>krytykującą i oceniającą<<”.
Gdy sama rozmawiam z kobietami o ciele, najczęściej mówimy o tym, że mamy problem z zaakceptowaniem swojego brzucha. To też moje doświadczenie, choć jestem szczupła i zawsze byłam. Ale pamiętam dzień, gdy stałam przed lustrem, ćwiczyłam kroki do układu i… zauważyłam, że podoba mi się mój brzuch. Ten sam, który zawsze wydawał mi się zbyt okrągły, wypukły. Brzuch się nie zmienił, zmienił się mój sposób patrzenia na niego. Właśnie taniec orientalny pozwala inaczej spojrzeć na ciało. Pozwala dostrzec, że dodatkowe kilogramy nie mają znaczenia, że każda z nas porusza się inaczej. Ten sam ruch staje się unikalny dla każdej z nas.
„Na scenę wchodzi królowa”
Gdy myślę o tańcu brzucha, dźwięczą mi w głowie słowa: „Na scenę wchodzi królowa”. A Królowa jest pełną swojej mocy, świadomą siły, a równocześnie miękką w ruchach i zmysłową kobietą. Chyba żaden inny taniec tak nie łączy pozornych przeciwieństw. Miękkości i siły. Zmysłowości i prostej postawy.
Taniec brzucha dla mnie to moment, gdy mogę cieszyć się swoim ciałem, poczuć płynność ruchów, zmysłowość, ale też wyraźną granicę. Królowa może pokazywać siebie, zgadza się, by inni ją podziwiali, ale mówi: „Bez mojej zgody nie przekroczysz granicy”. Cóż w świecie starego dziada patriarchatu to wręcz rewolucyjny przekaz. Nie sądzicie?