Miało być niebo do wynajęcia. Tak na początku sądziła. Może cudze, ale prawie jak własne. Z możliwością ustawienia mebli po swojemu. Bez zobowiązań.
Wyszedł raj na kredyt. Zmiana niby niewielka, leksykalna, a jednak tak ogromna, że odczuwalna w każdej tkance ciała. Widoczna w każdym skręcie linii papilarnych, wyrazie oczu, ust, kolorze włosów.
Raj na kredyt. Budynek. Raczej historyczny. Raczej szary. Bardziej czyjś niż jej. Może nawet nigdy nie był jej…?
Jak o tym pisać? Jak zacząć?
Krąży po jej głowie od tak dawna. Może wystarczy zacząć od dnia, w którym stała przed wielkimi drzwiami. Jednymi z wielu. To, że akurat te były wejściem do budynku, rozpoznała po dzwonku elektrycznym na ścianie. I może jeszcze po koszu na niedopałki stojącym w pobliżu.
Wielkie drzwi do wielkiego budynku. Na chwilę wstrzymała oddech. Poczuła, że traci równowagę. Zamknęła oczy. Oparła rękę o filar, który niepokojąco tracił swoje kontury. Rozpływał się w mgle domysłu, mgle zemdlenia. Lecz dotyk nie kłamał. Była materia. Był kamień. Nie było konturów.
Kłamały oczy, więc je otworzyła. Odetchnęła głębiej. Drzwi były do otwarcia. A wraz z nimi pytania, bez których by nie istniała. Pchnąć czy pociągnąć? Ten dylemat nie zaprzątał jej głowy zbyt długo, a może nawet nie zaprzątał ani przez chwilę. Nie musiała sprzątać głowy, aby ciało działało.
Pchnęła drzwi. A może pociągnęła? Weszła do przedsionka. (Czy w gmachach też są przedsionki? Czy tak nazywa się ten fragment budynku między drzwiami pierwszymi a drugimi? Ileż pytań do dysertacji naukowych budziło tych kilka metrów kwadratowych!). Ale przecież nie o tym miała pisać.
Siadała przed komputerem, aby zdać relacje
Aby sobie przypomnieć, zaczęło się to wszystko. A więc po kolei. Weszła do środka. Zostawiła w szatni płaszcz. Spojrzała w lustro. Pomalowała usta. Tak, chyba właśnie tak to się zaczęło. Szatnia. Lustro. Uprzejme „Dzień dobry” rzucone w powietrze. Kilka pytań w głowie. Kilka marzeń, do których głośno się nie przyznawała. I może jeszcze odrobina naiwności. Takiej dwudziestokilkuletniej.
Kiedy to było? Kilka lat temu? A może kilka wieków temu, gdy język jeszcze wyrażał to, co niewyrażalne? Wtedy zaczęła od drzwi i pytań bez odpowiedzi. A dziś? Co dziś pozostało? Ironiczna kpina czy autoterapia? Poczucie zmarnowanego czasu czy zwycięstwo nad czymś niewiadomym? A może tylko półka z książkami? Wspomnienie budynku i symboli, które już na zawsze będą przemawiać tylko do niej. I może jeszcze stopnie, bo przecież wszystko działo się na piętrze. I może jeszcze kredyt. Chociaż kredyt zaciągnęła wcześniej. Znacznie wcześniej.
P.S. Lubisz mój blog?
Chcę rozwijać ten blog – tworzyć przestrzeń dla wyjątkowych kobiet, romantyczek z klasą. Dla nas, które są jak kieliszek czerwonego, wytrawnego wina. Pragnę pisać dla Was ekskluzywne artykuły; dostarczać treści, które można smakować. Chcę pokazywać, że marzenia nabierają realnych kształtów
Pisanie wymaga czasu i skupienia. Przydają się też litry kawy i herbaty, a od czasu do czasu pobyty w kawiarni, dzięki którym powstają kolejne strony. To też wizyty w galeriach, książki, materiały, które sprawiają, że mogę przekazać Ci coś ponadprzeciętnego. To też realny koszt korekty artykułów, by były naprawdę z wyższej półki.
Dlatego zdecydowałam się założyć konto na Patronite i zaprosić Cię do zostania Patronem mojego bloga.
Rozwijajmy ten blog wspólnie. Pokażmy światu, że chcemy czegoś więcej niż codzienna masówka. Że pragniemy otaczać się pięknymi słowami, mądrymi treściami.
Wspieram rozwój bloga