“Na tablicy ogłoszeń, pod hasłem “lokale”
Przeczytałem przedwczoraj ogłoszenie ciekawe
Na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem
Ktoś nabazgrał słów kilka, dziwna była ich treść
Na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem
Ktoś nabazgrał słów kilka, dziwna była ich treść
Niebo do wynajęcia
Niebo z widokiem na raj”
Tak śpiewa Robert Kasprzycki. A bohaterka uznała, że odnajdzie ten raj i wyruszyła w podróż, dość banalnie, bo pociągiem.
Szarpnęło. Najpierw powoli jak żółw.
Ruszyła. Maszyna. I biegu przyspiesza. Tak to, to, to, tak to, to… I kołysze. I stuka. I szumi. I wiezie. I rytm wystukuje po szynach do nieba. I dźwięki komórek, stukanie klawiatur, dzwonki, sygnały i inne pierdoły. I pieśń gdzieś rozbrzmiewa.
I słowa dziękczynne. Do celu już jedzie. Do celu...
Siedzi przy oknie. Wczoraj. Dziś. Jutro
Pociąg po stopniach wspina się w górę. Majak senny i odbicie twarzy w szybie. Coś za oknem. Coś przed oknem. Myśli i marzenia. Migające drzewa, szare miasta.
Trasa stale ta sama. Pod górę. Te same miasta, te same drzewa. To samo odbicie w ciemnym oknie. W rękach trzyma otwartą książkę. „Mam niejasne wrażenie, że rozmawiałem na ten temat nie tylko z moimi studentami…” – czyta po raz piąty to samo zdanie. Zerka przez okno. Zamyka oczy. Myśli i obrazy przemykają przez jej głowę. Jeszcze tylko dwie godziny. Jeszcze tylko sto dwadzieścia minut. „Mam niejasne wrażenie, że to początek, który jest końcem, a koniec jest początkiem”. – Postać z cienia uśmiecha się z politowaniem. Milczy. I ona coś przeczuwa. I ona daje unieść się marzeniu. „Mam niejasne
myśli i słowa krystaliczne. Pragnienia ciche, które krzyczą
głośno”. – Opuszkami palców dotknęła ust. Policzki jej pałały. Zamiast wachlarza użyła skrzydła z cienia.
– Bilety do sprawdzenia!
Przez chwilę nie rozumiała. „Bilety do sprawdzenia! – analizowała w myślach, zanim dotarł do niej sens słów. – Tak, mam bilet. Włożyłam go do książki”.
Szybko zaczęła kartkować, w końcu wyjęła zgięty kartonik i wyciągnęła przed siebie. Wystarczyło, aby została sam na sam ze swoimi myślami.
***
Na dworcu potrącił ją mężczyzna.
Najwyraźniej się spieszył. Ona też. Przed nią kawałek drogi, który pozna na pamięć, tak bardzo podobny do tego, który znała na co dzień. Mimo że w innym mieście, autobus był tak samo zatłoczony. Mimo że na innej ulicy, chłód tak samo pokonywał jej płaszcz, a wiatr tak samo plątał jej włosy. Twarze ludzi do złudzenia przypominały te, które widywała codziennie. Dopiero gdy się w nie wpatrywała, dostrzegała drobne różnice: inny kształt nosa, inne spojrzenie, nieco inny ślad cienia na mokrym chodniku.
Może autobus był w innym kolorze? Ach, tak! Autobus i cztery przystanki. A właściwie pięć, przecież może wysiąść dalej.
Zerknęła na zegarek. „Trzeba się spieszyć – pomyślała. – Zajęcia zaraz się zaczną”.
***
Lubisz czytać dobre książki? Polecam: